Córka zaproponowała, bym sprzedał swój dom i zamienił go na mieszkanie. Przystałem na tę propozycję, ale zaznaczyłem jedno — warunek, od którego nie byłem gotów odstąpić ani na krok.

Advertisements

Córka i zięć zaproponowali mi, żebym sprzedał swój dom i za uzyskane pieniądze kupił mieszkanie w Warszawie. Pomysł nie wydał mi się zły – rzeczywiście, byłoby mi łatwiej być bliżej rodziny. Zgodziłem się, ale postawiłem jeden, niepodlegający dyskusji warunek: nowe mieszkanie miało być zapisane wyłącznie na mnie.

Wyjaśniłem im spokojnie:

Advertisements

– Nie robię tego z nieufności, tylko z rozsądku. Chcę mieć pewność, że na starość nikt mnie nie wyrzuci na bruk. Po mojej śmierci i tak wszystko przypadnie wam, ale dopóki żyję – chcę czuć się bezpiecznie.

Myślałem, że to uczciwe i zrozumiałe. Nie spodziewałem się jednak reakcji, jaka nastąpiła.

Zięć wybuchł. Zrobił awanturę, zarzucając mi chciwość i brak wdzięczności. Krzyczał, że nie mam do nich zaufania, że wszystko komplikuję. A ja tylko próbowałem zadbać o własną przyszłość – o spokojną starość.

Mimo jego oskarżeń pozostałem przy swoim. Nie zamierzałem ryzykować.

Nie sądziłem jednak, że dwa dni później wydarzy się coś, co przewróci moje życie do góry nogami.

Dziś stoję w martwym punkcie, nie wiedząc, co dalej. I zadaję sobie pytanie: gdzie kończy się rozsądek, a zaczyna samotność?

Leave a Comment